sobota, 26 listopada 2011

Kaczyńskiemu i Ziobrze do sztambucha

Dziwi mnie dzisiaj - w cywilizowanym kraju w środku Europy - opowiadanie się za przywróceniem kary śmierci. A dwaj panowie z tytułu notki, którzy licytując się na radykalność - by przekonać do siebie swoich wyborców - sięgnęli po karę śmierci, jako po polityczny oręż do walki ze sobą - jako , że obaj często powołują się na katolicką naukę społeczną - polecam uważne studium tejże. Bez złośliwości można by rzec: grają śmiercią... a dyskusja o tym kto był pierwszy za karą śmierci jest jakby to powiedzieć.... mała i śmieszna.

Na przykład można by panom Kaczyńskiemu i Ziobrze polecić kilka zdań z encykliki Jana Pawła II Evangelium vitae (pogrubienia moje - jako że moim zdaniem odnoszą się do sytuacji). Ja wiem, że argumenty z prawdy objawionej nie do każdego przemawiają. Ale do nich - jak się wydaje - powinny :


<< Tak więc Prawo jako całość w pełni chroni życie człowieka. Tłumaczy to, dlaczego tak trudno jest dochować wierności przykazaniu „nie zabijaj”, jeśli nie przestrzega się innych „słów życia” (por. Dz 7, 38), z którymi jest związane to przykazanie. Wyrwane z tej perspektywy, staje się ono ostatecznie tylko zwykłym zewnętrznym zakazem, zaś człowiek rychło zaczyna się doszukiwać jego ograniczeń, sposobów złagodzenia go i uchylenia w wyjątkowych sytuacjach. Tylko wówczas, gdy otwiera się na pełnię prawdy o Bogu, o człowieku i o historii, przykazanie „nie zabijaj” odzyskuje swój pełny blask jako dobro dla człowieka we wszystkich jego wymiarach i relacjach. >>EV 48

<<"Zarówno w Kościele, jak i w społeczności cywilnej oraz powszechnej zgłasza się postulat jak najbardziej ograniczonego jej stosowania albo wręcz całkowitego zniesienia. Problem ten należy umieścić w kontekście sprawiedliwości karnej, która winna coraz bardziej odpowiadać godności człowieka, a tym samym — w ostatecznej analizie — zamysłowi Boga względem człowieka i społeczeństwa. Istotnie, kara wymierzana przez społeczeństwo ma przede wszystkim na celu „naprawienie nieporządku wywołanego przez wykroczenie”. Władza publiczna powinna przeciwdziałać naruszaniu praw osobowych i społecznych, wymierzając sprawcy odpowiednią do przestępstwa karę, jako warunek odzyskania pra
wa do korzystania z własnej wolności. W ten sposób władza osiąga także cel, jakim jest obrona ładu publicznego i bezpieczeństwa osób, a dla samego przestępcy kara stanowi bodziec i pomoc do poprawy oraz wynagrodzenia za winy.
Jest oczywiste, że aby osiągnąć wszystkie te cele, wymiar i jakość kary powinny być dokładnie rozważone i ocenione, i nie powinny sięgać do najwyżs
zego wymiaru, czyli do odebrania życia przestępcy, poza przypadkami absolutnej konieczności, to znaczy gdy nie ma innych sposobów obrony społeczeństwa. Dzisiaj jednak, dzięki coraz lepszej organizacji instytucji penitencjarnych, takie przypadki są bardzo rzadkie, a być może już nie zdarzają się wcale." EV 56


na poniższej fotografii - demonstracja w Toruniu przeciw karze śmierci:






sobota, 19 listopada 2011

idzie nowe ?

Kilka spostrzeżeń jeżeli chodzi o tworzenie nowego rządu i expose premiera Tuska:

Po pierwsze skład: oczywiście ,że kontrowersyjny. Z punktu widzenia obserwatora i politycznych zaangażowań niektóre są niezrozumiałe , inne ciekawe. Wiele nazwisk nowych i mało znanych. To może znaczyc, że w jakimś sensie idzie nowe i te kolejne cztery lata będą zupełnie inne od poprzednich. Próbując wniknąć w logikę Tuska - wydaje mi się, że kluczem jest model liderstwa. Tusk stworzył rząd autorski po to by nie mieć kłopotów z wewnętrzną opozycją i niepotrzebnym szukaniem cosensusów (z takim dajmy na to Schetyną). To pewna wygoda dla lidera - i jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi - komfort. Jemu potrzebni są ludzie posłuszni, zależni i niekoniecznie realizujący swoje wizje. Taki jest ten rząd.

Czy dobre jest to, że są to ludzie względnie młodzi - wyjdzie w praniu. Eekt świeżości, zapału i nowej energii jest ważny. Pod warunkiem, że ma się jasno wytyczone cele i wie się co robić. A niektórzy z nowych ministrów wydają się być jeszcze z lekka zagubieni. Z Gowinem, Muchą i Arłukowiczem na czele - wymieniając tylko znane twarze. Trzeba mieć nadzieję, że szybko "wejdą w rolę". Bo oczywiście , że wszyscy są przejęci... 'najważniejszy dzień w życiu" itp... -takie słowa padały u niektórych. Ale przejąć się rolą to jedno, ale przede wszystkim rolę trzeba dobrze zagrać, a do tego trzeba dużo więcej niż determinacji i dobrych emocji....

Jeżeli chodzi o expose - wysłuchałem z zaciekawieniem, ale jakichś wielkich emocji we mnie nie wywołało - ok - premierze logika jest jasna. Zobaczymy co z tego wyjdzie.Szczerze mówiąc spodziewałem się ostrzejszych posunięć.
Wiele postulatów jest słusznych i koniecznych - z punktu widzenia gospodarki, logiki czy po postu ludzkiej uczciwości. Na przykład bardo podoba mi się 'rozegranie " ulgi prorodzinnej czy sposobu rewaloryzacji emerytur. Porządek z przywilejami emerytalnymi musi ktoś w końcu zrobić.I z KRUSem.

Niektóre zapowiedzi były natomiast kontrowersyjne i niespodziewane - i jeżeli jakaś logika za tym stała, to logika " brać stąd gdzie są pieniądze" - tak można na przykład zinterpretować dojenie przemysłu miedziowego (opodatkowanie wydobycia miedzi i srebra) i pracodawców (2% więcej składki rentowej i uzasadnienie zupełnie "od czapy": firmy trzymają pieniądze na kontach więc trzeba je wziąć i wprowadzić w gospodarkę... - no jakby to powiedzieć - ze zbójectwem się kojarzy )

Niepokoi sygnał o wchodzeniu do strefy euro, które to wejście nie wszystkim krajom wyszło na dobre i spokojnie można by poczekać, Wydłużenie wieku emerytalnego? Owszem - można przyznać rację - dziejowa konieczność - ale u kobiet poprzestałbym na wieku 65 lat.

Zabrakło w ekspose kilku odniesień - chciałbym na przykład wiedzieć co w służbie zdrowia? I po co ten Gowin w ministerstwie sprawiedliwości skoro Kwiatkowski był bardzo dobry? Czyzby jakaś rewolucja? Infrastruktura i koleje - what about?

Już dziś widzę - że gdy ludzie ochłoną - zaczną się protesty. Wszak reformy Tuska uderzą w wiele grup społecznych od prokuratorów i wojskowych poczynając, przez firmy państwowe, księży, artystów i giełdowych inwestorów, na rolnikach kończąc. Opozycji tylko w to graj. Jeśli będą rozgrzewać emocje, to znając Polskę i Polaków - wyobrażam sobie, że będziemy mieli kolejne małe piekiełko. Nie daj Boże jeśli przyjdzie im do głowy angażować lewicowych anarchistów czy narodowców i kiboli. Protesty mogą być wielkie i ostre.Kiedy ruszy ulica może być nieciekawie.

Tuskowi może się jednak udać. I niewielu dziś jest takich , którzy powiedzą że reformy i ostre posunięcia nie są potrzebne. Czu się uuda? to zależy po pierwsze od rządu - z jednej strony jego zdecydowania i determinacji , z drugiej strony od jego społecznej wrażliwości. Jezeli chdzi o zapowiedzi - wydaje się, że i z jednym i z drugim jest o.k. Po drugie zależy od społecznego przyzwolenia na reformy. Po trzecie - i chyba najważniejsze - jak mocno nas złapią macki kryzysu, który podobno idzie wielkimi krokami??

Będzie więc Tusk przez kolejne lata nieustannie godził ogień z wodą. Czy z sukcesem? Zobaczymy....

sobota, 12 listopada 2011

ciche przyzwolenia

Za rok proponuję by po przeciwległych stronach Warszawy wynająć dwa szczere pola, na jednym postawić jakiegoś Dmowskiego -jeśli nie pomnik to solidny podświetlony portret na platformie (a niech nawet będzie biało czerwona) , na drugim wysypać piłeczki plażowe w tęczowych kolorach i postawić dwóch Dj by zapodawali jakieś reggae, nich sie towarzystwo wyżyje w Święto Niepodleglości.... z obawy o własne bezpieczenstwo nie pojedzie tam zaden reporter, fotoreporter ani - nie daj Boze - wóz transmisyjny. Nikt się nie dowie kto i co tam robił, co może będzie z wielką korzyścia dla kraju, którego niepodległośc właśnie się świetuje.

W zasadzie nie wiem do której strony jest mi dalej? W zasadzie z obiema mógłbym toczyć ostre spory ideowe i światopoglądowe. Stąd - jako komentator jestem w dość komfortowej sytuacji. Być może jest tak , że każda ze stron miała tzw. "normalnych ludzi" - rodziny z dziećmi , uczestników pokojowo nastawionych, którzy chcieli zademonstrować swoje poglądy, ale miała też swoje bojówki gotowe ruszyć do walki ze stroną przeciwną i z policją. Nie jakiś przypadkowych młodzieniaszków - ale zorganizowane grupy gotowe do walki - wzmocnione przez ideowo sprzyjających kolegów z zagranicy - w przypadku "kolorowych": przez Niemców i Duńczyków, w przypadku narodowców - przez skraną prawicę z Serbii, Czech i Węgier . Ciche przyzwolenia zarówno z jednej, jak i z drugiej strony na udział ekstremy dyskwalifikuje obie strony. I jeżeli stały za nimi jakieś ideały, to w dniu wczorajszym sięgnęły bruku.

"Jedni warci drugich" - pomyślałem sobie najpierw śledząc zapisy wczorajszych wydarzeń, potem próbując znaleźć jakiś - choćby cień skruchy w środowiskach sprzyjających obu demonstracjom... szukanie igły w stogu siana.... oczywiście : wszystkiemu winni są "ci drudzy"...

Zajrzałem więc do Krytyki Politycznej sprzyjającej Kolorowej Niepodległej (nota bene w kawiarni Krytyki Politycznej skryła się grupa niemieckich zadymiarzy po ataku na grupę rekonstruującą polską husarię (zapewne jeszcze z uroczystości przedpołudniowych) a tam : "Potępiamy przemoc, do której doprowadzili narodowcy." Akty przemocy po swojej stronie nazwali "nieporównanie mniejszymi" a w ogóle wszystko było radosne, kolorowe, pokojowe, non violence i w ogóle nie wiadomo czemu się ktokolwiek czepia? na pierwszej stronie Gazety Wyborczej pan Seweryn Blumsztajn - jeden z głównych orędowników "Kolorowych" również zauważa jedynie kiboli i ONR-owców, i radykalną prawicę, nawet słowem nie wspominając o bojowych lewakach i anarchistach. Nie mówiąc już o niemieckich bojówkach .

Nie lepiej było po przeciwnej stronie. Jadąc dziś samochodem w południe włączyłem wiadomości Radia Maryja. Jako ze od rana śledziłem medialne informacje, analizując relacje, zdjęcia i filmiki - chcąc wyrobić sobie własny pogląd - naprawdę uszom nie mogłem uwierzyć - sysząc bardzo starannie wyselekcjonowane informacje. Skojarzenie miałem jedno : Tybuna Ludu. Tu oczywiście ani słowa o faszystach , czy tłumnie przybyłych kibolach walczacych z policją i palących samochody, jedynie: "wszystko przez nich", a "lewackie bojówki" odmieniano przez wszystkie przypadki, a tak w ogóle wszystkiemu winni Niemcy... Na stronie narodowców z kolei mówi się w pierwszym rzędzie o lewicowych ekstremistach i o chuliganach, i prowokatorach. Skąd ci prowokatorzy? Na pewno skądś z zewnątrz, bo jakże to by było możliwe, żeby wywodzili się z prawicy? - założę się o grube pieniądze, że lada chwila pojawią się poglądy, że przysłał ich Tusk albo Komorowski...

Jedni warci drugich - powtórzę, a komentowanie sytuacji przez każdą ze stron (zarówno przez organizatorów jak i sprzyjających publicystów) potwierdza owe "ciche przyzwolenia", o których pisałem wcześniej... Taki jest mój pogląd na sprawę.

Ech, biedni, głupi , młodzi ludzie.... komu lub czemu dali się omamić? Udowodnili jedno: że tak naprawdę Polska dla nich znaczy bardzo niewiele...

Do notki dołączę piosenke Elektrycznych Gitar, która jakoś tak mi się wiąże z całą sytuacją:



piątek, 11 listopada 2011

z okazji 11 listopada

plakacik którego autorem jest Marcin Wicha (Wichajster) , opublikowany w ramach projektu Narysuj Swoją Polskę który bardzo mi się podoba i jest wielce wymowny:

środa, 9 listopada 2011

Długa notka o Bonieckim


Z wewnątrz


Będzie to komentarz osoby piszącej raczej "z wewnątrz" Kościoła niż z zewnątrz. Choć na niektóre sprawy spojrzę - że się tak wyrażę - po ludzku. Nie należy jednak czytać, że myślenie wewnątrzkościelne jest nieludzkie.... powiedmy może: "ludzkie inaczej". Komentarzom z zewnątrz przyglądam się z uwagą, niemniej jednak nie mają dla mnie tak wielkiego znaczenia jak dyskusje wewnątrzkościelne - te bowiem mają większy wpływ na kształt wspólnoty , której jestem członkiem. Zresztą - jak widzę - niektóre z tych "zewnętrznych" komentarzy, wypowiadane przez tych, którzy zawsze byli przeciwni K
ościołowi podszyte są wrogoscią do tegoż i stają się przyczynkiem do kolejnego kopniaka w jego stronę . Skwapliwie wykorzystują to wewnątrzkościelni przeciwnicy Bonieckiego jako dodatkowe argumenty. Ale oczywiście - każdemu wolno bronić i każdemu atakować. Zwłaszcza że obiekt sporu jest znany i na swój sposób 'wyrazisty".

Zacznę od tego: Boniecki zakonnikiem - a jak się wstępuje do zakonu to z wszystkimi tego konsekwencjami - tam są reguły , konstytucje , jasno ustalona hierarchia. I Boniecki podlega swojemu prowincjałowi, który - jak widać - ma jakieś koscielne prawo po pierwsze przenosić zakonników z miejsca na miejsce, po drugie : nakazywa
ć milczeć.
Pisze dominikanin Ludwik Wiśniewski w ostatnim tygodniku: "Będąc w Kosciele, a tym bardziej w zakonie, oddaje mu do dyspozycji swoje ręce i nogi, swój czas i siebie samego. Przełozony ma prawo mi coś nakazać czy czegoś zakazać. Wstępując do zakonu, taką mozliwość z góry założyłem." Co racja to racja. Można by powiedzieć: sam wybrał taki los. I oczywiście ks.Adam musi się decyzji przełożonych podporządkować.Posłuszeństwo w Kościele - ważna rzecz. Ot trochę na zasadzie "pan każe sługa musi" zwykły zakonnik musi się podporządkować decyzji prowincjała, który nad nim stoi.

Nade mną jednak nikt nie stoi i mogę sobie głośno pozadawać parę pytań.Jestem w owiele bardziej komfortowej sytuacji i bo nikt mnie nie może uciszyć.Bo decyzjami , które nie są sensowne można wyrządzić ludzim dużo szkody. I mogę pytać głośno dlaczego?? W pierwszym rzędzie prowincjała. Halloo! Prowincjale Pawle Naumowiczu! Wiesz, wielu członków Kościoła ciebie nie rozumie! Pokaż, ze jesteś chłopem z jajami - że tak kolokwialnie zawołam - nie zamykaj się za drzwiami klasztornej furty i powiedz o co Ci chodziło! Udowodnij swoje racje, bo swoją władzę już pokazałeś, i wszyscy widzą , że ją masz!

Prowincjał

Zainteresowałem się więc kim jest prowincjał Paweł Naumowicz?? Okazało się że jest trzy lata starzy ode mnie , skończył studia na Wydziale Elektroniki Politechniki Gdańskiej, po czym wstąpił do zakonu, duzo czasu spędził w Licheniu ,studiował też trzy lata na Gregorianum w Rzymie, wsławił się organizacją wizyty Jana Pawła II w tym mieście, raczej nic nie opublikował, ale jest podobno sprawnym organizatorem. Marian
ie zrobili go swoim prowincjałem.W ramach tej funkcji zamyka usta 77 letniemu starcowi, który był generałem zakonu, na zlecenie Jana Pawła II (z którym zresztą dobrze się znał) organizował polską wersję watykańskiego dziennika "L'Osservatore Romano" oraz od śmierci Turowicza kierował Tygodnikiem Powszechnym, a katolicką publicystyką zajmuje się od 50ciu lat! Tak sobie mimowolnie stawiam na szali żywoty tych dwóch zakonników , bo wciąż pewne rzeczy nie mieszczą mi się w głowie. Ja wiem , że to zaden argument - ale nie mogłem się oprzeć :)

Pierwszą rzeczą - jaka wydaje mi się być dziwna - jest postawa owego prowincjała. Już zanim wydał tą swoją decyzję przeniósł Bonieckiego z Krakowa, gdzie ten działał od dziesiątek lat, gdzie miał swoje mieszkanie, przyjaciół, utarte ściezki. W obliczu tych przenosin musiał Boniecki zrezygnować z funkcji naczelnego w Tygodniku Powszechnym, pozamykać pewne rozdziały w swoim życiu . Mozna by powiedzieć : miał prawo. Ale dla mnie było bardzoo dziwne - wyrywać starego już człowieka z jego krakowskiego środowiska i przenosić na nowoczesne warszawskie Stegny . To sygnalizowało jakąś nieczułość i brak wrażliwości. Tego typu decyzje również można rozpatrywać w kategoriach normalnej ludzkiej przyzwoitości. Zwłaszcza, że dobrym zwyczajem w zakonach jest to, że "starych drzew się nie przesadza"
. I w momencie, gdy Boniecki zaczął wydeptywać sobie ścieżki w Warszawie - m.in. współprowadząc świetny program "Rozmównica" - ten nakazuje mu milczenie w mediach. Miał prawo prowincjał - dura lex sed lex - nic nam do tego - mówią obrońcy kościelnych procedur. Ale prawo może być czasem suche i bezduszne - a jeśli się je stosuje - normalną rzeczą jest to uzasadnić. Chociaż pisze Hołownia w ostatnim Newsweeku, że to podobno mądry człowiek. Prowincjale Pawle Naumowiczu - oznajmiłeś karę, uzasadnij winę! (że odniosę się do spostrzeżenia ojca Jacka Prusaka) Siedzenie cicho nic nie da, a jeśli da, to nic dobrego. Zresztą już widać, że jest grupa osób , którzy widząc tego typu postępowanie zastanawiają się - będąc w Kościele - "gdzie ja jestem i co ja tu robię?", a niektórzy w przypływie emocji zgorszeni odchodzą. Można machnąć ręką , że oni byli jacyś nie tacy,
przypiąć przy okazji parę etykietek, a można też zastanowić się nad sensem podjętych działań i stosowania kościelnych sankcji - czy przypadkiem nie jest to swego rodzaju antyświadectwo?

Komentarze

Pojawiają się bardzo różne. Jak różni są ludzie i różne wizje funkcjonowania Kościoła w świecie. Oczywiście są takie ktore bardziej mi odpowiadają są takie które mniej. Ustawiam się bowiem w tym sporze po bardzo jednej stronie - co zupełnie nie zn
aczy, że jestem "Pawła czy Apollosa" jak to niektózrzy próbują rozumieć ustawianie się po którejś stronie w Kosciele. Gdyby takiego ustawiania nie było - nie byłoby Soboru Watykańskiego II ani żadnych ruchów odnowy w Kościele. I nie chodzi nawet o to, że popieram wszystko co powiedział Boniecki - bo nie popieram wszystkiego i w kilku tematach podjąbym z nim dyskusję. Nie powiedział on jednak nic, co by z doktryną koscielną było sprzeczne. A to jest chyba przyczynek do kościelnych sankcji - stosowanych zresztą w ostateczności - po wyczerpaniu innyh dostępnych środkow.

Boniecki jest przedstawicielem pewnego środowiska w Kościele , które to śrdowisko dało wyraźny znak, że istnieje. I to jest jakiś pozytywny aspekt całej sprawy.Środowisko silnie osadzone w Kościele ale otwarte na dialog ze światem zewnętrznym. I zamiast "Pawła i Apollosa" zastosowałbym tutaj zupełnie zupełnie inny cytat biblijny: (1Kor 12,4-7 ) "Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch; różne też są rodzaje posługiwania, ale jeden Pan; różne są wreszcie działania, lecz ten sam Bóg, sprawca wszystkiego we wszystkich. Wszystkim zaś objawia się Duch dla [wspólnego] dobra." Środowisko Tygodnika ma swój charyzmat. I myślę, że zamykanie ust Bonieckiemu (z wciąż niewiadomojakiego powodu) jest w jakimś sensie gaszeniem Ducha.


Nie będę sobie naklejał vlepki na drzwiach ani na samochodzie Tym którzy drwią sobie z naklejkowej akcji tygodnika czy fejsbukowych akcji poparcia chciałbym jednak wytłumaczyć, że to nie jest opowiadanie się po jakiejś ze stron - to najbardziej chyba chodzi o gest solidarności i danie znaku swoistej niezgody na konkretną decyzję konkretnej osoby w Kościele . Ale powiedzmy sobie szczerze - jest to też gest bezradności - niewiele mogę ale ta naklejka będzie symbolem poparcia. Dla mnie osobiście zawsze jakoś zewnętrzne atrybuty mniej znaczyły niż serce. A sercem jestem przy Bonieckim i jego środowisku. Daję temu wyraz "i tu i tam"...-a vlepkę powiesiłem sobie w centralnym miejscu przy
moim biurku.

Szkoda

Szkoda mi Bonieckiego, który musi siedzieć cicho i zapewne zupełnie mu nie w smak tego typu "popularność".Wyobrażam sobie że to zamieszanie przysporzyło mu smutku i cierpienia. Wielu było uciszanych kościelnymi zakazami - że wymien
ię Yvesa Congara,czy Thomasa Mertona. Wielu też było w Kościele takich 'niewygodnych starców" którzy u schyłku życia mówili 'otwartym komunikatem" rzeczy czasem bardzo niewygodne, czasem kontrowersyjne - u nas mieliśmy takiego na przykłąd Zieję czy Hryniewicza, we Francji był Abbe Pierre. Myślę że takich poglądów trzeba słuchać i rozmawiać a jeśli jest jakiś spór - mierzmy się raczej na argumenty, niż stosujmy siłę i skostniałe przepisy. Bo wolno mieć Bonieckiemu Nergala za li tylko komedianta, a krzyż w sejmie uznawać za niekonieczny, wolno też każdemu się z nim zgadzać bądź nie. Jeżeli chodzi o zgodę, to wczoraj na przykład solidaryzował się z nim ojciec Tomasz Dostatni - dominikanin pisząc: "Solidaryzuję się z księdzem Bonieckim we wszystkim , co w ostatnim czasie mówił i pisał w kwestiach obecności krzyża w Sejmie i spojrzeniu na wystąpienia zarówno Nergala, jak i Janusza Palikota" Każdy z tych tematów można solidnie przedyskutować, ale że
by zamykać usta??? Zresztą - nawet jeśli uznać poglądy Bonieckiego na te trzy(sic!) tematy za kontrowersyjne są w Polskim Kościele księża , którzy mówili o stokroć większe bzdury i żadna sankcja ich nie spotkała. Dobrze jest też sięgnąć do źródła i zobaczyć jak funkcjonowały spory w pierwotnym Kościele.... Miejmy nadzieję, że Pan Bóg jakieś dobro z tej "afery" wyciągnie...

z ważnych dla mnie koentarzy zalinkuję dwa: jeden księdza - Andrzeja Draguły i jeden świeckiego: Zbigniewa Nossowskiego