środa, 28 września 2011

widziałem płaczących senatorów...

w ubiegły piątek byłem w Senacie RP na konferencji "List do taty" będącej po pierwsze finałem akcji senackiej Komisjii Rodziny i Polityki Społecznej oraz inicjatywy Tato.net - akcja polegała na pisaniu przez dzieci listów do ojców, po drugie - okazją do spotkania ojców i organizacji wspierających ojcostwo z senatorami i zrobienia kolejnego zamieszania wokół ojcostwa jako sprawy, którą należy się zajmować i wspierać.

Ale ja o samych senatorach. Konferencja rozpoczęła się odczytywaniem listów dzieci przez senatorów. Jako że listy były poruszające - czytającym załamywał się głos, leciały łzy. I przyznać trzeba, że widok senatorów , którzy płaczą jest widokiem bardzo rzadkim. Na obiedzie w stołówce sejmowej siedziałem przy stoliku z pracownikami senatu, którzy takich łez - w normalnych warunkach - sobie nie przypominaja. Ot: ludzkie oblicze polityka... zadumanego nad ludzkimi sprawami... Widok tyleż miły, co pożądany... Przyznać trzeba , że listy dzieci były bardzo poruszające i każdy z nich pokazywał jak ważna jest obecność taty - w życiu i w rodzinie. Zwłaszcza widać to było tam, gdzie dzieciom taty brakowało i dawały to w swoich listach odczuc i zrozumieć. A były takie listy - poruszał bardzo list dziecka do taty z chorobą alkoholową . Zwycięzył list dziewczynki piszącej do samotnego ojca, po śmierci mamy opiekuje się trojgiem dzieci. Chociaż trudno te wszystkie listy traktować w kategoriach rywalizacji i zwycięzania. Wszystkie były piękne i ważne - a kiedy zostaną wydane (jak było to publiczie obiecane) przysłużą się ważnej sprawie....

No i cóż - w dobie, kiedy powszechnie wiesza się psy na politykach, a politycy wieszają psy na sobie nawzajem - miło było spojrzeć na senatorów różnych opcji skupionych w zgodzie wobec jednej idei i zwracających uwagę na rlę ojca w wychowaniu dzieci. Temat - jak później przyznawali w panelowych dyskusjach - zaniedbany. Pomimo obecnośc polityków różnych stron nie widać było zbyt wielkich róznic poglądów.

Tak na marginesie : jedyną - jaką udało mi się wychwycić była różnica zdań n.t. funkcjonowania i sensu istnienia tzw."ustawy przemocowej" (której osobiście byłem zwolennikiem). Różnica wynikająca raczej z klucza politycznego niż z trzeźwej oceny sytuacji. Dziwię się że są ludzie traktujący prawo do bicia dzieci jako niemalże podstawowe prawo człowieka... Zresztą : po roku funkcjonowania ustawy okazuje się , że w oparciu o jej przepsy nie zabrano z polskich rodzin ani jednego dziecka! A pamiętam dobrze to straszenie masowym zabieraniem dzieci przez urzędników... Są różne funkcje przepisów prawa - ten zakazujący bicia dzieci to bardziej instrukcja niż sankcja, choć zdaję sobie sprawę, że wiele wody jeszcze w rzekach upłynie zanim dzieci przestaną być bitę przez rodziców, a bicie jako srodek wychowawczy przejdzie do lamusa...

Wracając do tematu : tak sobie myślę, patrząc na całą konferencję, że to jest może rola dla Senatu ? Wciąz toczy się dyskusja czy jest potrzebny? Po co? skoro przeważnie tylko przybija pieczątki na tym co uchwalił Sejm? Tak więc akcje społeczne, ścisła współpraca z organizacjami pozarządowymi, bycie blisko ludzi, podejmowanie społecznych inicjatyw oraz swogo rodzaju ich koordynacja to jest bardzo konkretna droga dla Izby Wyższej. Gdyby tą drogą zmierzać - konsekwentnie i stanowczo - nikt nie będzie się zastanawiał nad jego zlikwidowaniem ani też nie poddawał w wątpliwość potrzeby jego istnienia.

Będzie na to szansa w przyszłej kadencji, kiedy - wybec zmienionej ordynacji i jednomandatowych okręgów - "twarz senatu" będzie nieco inna niż dotychczas i układ sił nie będzie odzwierciedleniem układu sił politycznych w Sejmie.

Dziś więc laurka dla Senatorów - i wielki szacunek za akcję List do taty - tak trzymać Panie i Panowie!

tu relacja medialna
------

Jako że nie mogłem się do końca zdecydować na którym blogu umieścić notkę - umieszczam na obu :)

poniedziałek, 19 września 2011

Nie śledzę,

nie analizuję, nie porównuję... Jakoś tak się wyłączyłem na czas kampanii wyborczej. Zerkam jednak czasem jednym okiem na metamorfozy i wizerunkowe przemiany poszczególnych ugrupowań i ich członków . Każdy wdzięczy się do mediów i udowadnia,że jest dobry, lepszy , najlepszy. Czas zakładania masek, pudrownia i lukrowania. Czas manipulacji i wywierania wpływu. Wszystko po to by budzić emocje – one w końcu decydują o ostatecznych zachowaniach. Jeszcze pół biedy jeśli emocje są dobre – i zachęta jest pozytywna (głosuj na mnie bo warto na mnie głosować, niosę z sobą dobre wartości ... itp) W polsce jednak obrodziło czarnowidzami i cynikami i głównym wyborczym zabiegiem staje się straszenie lub też udowadnianie, że ci drudzy są źli, nikczemni, niegodni zaufania... Dlatego nie śledzę debat... dyskusji i wszystkiego co się wiąże z wyborczą kampanią.... i jest mi z tym nieśledzeniem bardzo dobrze... Mam do tego satysfakcję, że sam na siebie wywieram wpływ....


Osobiście swoje proglądy na temat poszczególnych kandydatów i ugrupowań kształtuję w okresie zwykłym – nie działają więc na mnie wyborcze fikołki, a zamiast śledzić z uwagą polityczne zmagania wolę poczytać dobrą literaturę, czy obejrzeć dobry film... do polityki wrócę może po wyborach... a może nie...? Kto wie...


Jezeli chodzi o maski – owszem,wizerunek zewnętrzny jest ważny. I przyjmuję że to jest zupełnie normalne, że w okresie kampanii wyborczej następuje swego rodzaju "pudrowanie". Oto pomarszczone gbury zaczynają się pięknie uśmiechać a partyjni aparatczycy na pierwszy plan wysuwają ponętne panienki, polityczni awanturnicy stają się nagle "mężami stanu", ci co zawsze byli daleko, stają nagle bardzo blisko, a w ogóle to za komuny wszyscy siedzieli w więzieniu i byli prześladowani...


"To nie ważne co pan mówi, wazne jak pan wygląda" – powiedziała kiedyś słynna antropolog Margaret Mead Jimmi'emu Carterowi. W tym wyborczym teatrze wszyscy się teraz wdzięczą, co wygląda czasem śmiesznie... i powiedzmy sobie szczerze: często groteskowo... Dlaczego?? Ano dlatego, że uważny obserwator łatwo wychwytuje niespójność, niekonsekwencje, granie pod publiczkę...

Szukam więc wśród kandydatów osób spójnych czytelnych – których życie i działanie potwierdza wypowiadane słowa, i którym warto zaufać a wbrew panoszącemu się defetyzmowi – uważam , że jest kilku takich.... czasem na pierwszych miejscach , czasem na kilkunastych...


* * *


ilustracją notki niech będzie śmieszny filmik, który jakoś tak , według mnie, luźno odnosi się do wpływu społeznego: